poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Blackmirror Sun Rozdział 10

Rozdział 10
Rose
Emocje i pozbawienie się problemu.
  Tydzień później...
  Minął tydzień, lecz nadal nic nie wróciło do normy. Bo niby jak? Mój ojciec sam się nie zabił. Czas sprawił, że teraz jestem tego pewna. Z Rafą staliśmy się dobrymi przyjaciółmi. Choć jest pesymistą, (co w ogóle nie pasuje do mojego optymizmu) dogadujemy się świetnie. SMS-y ustały co bardzo mnie cieszy. Dobrze, że do szkoły zostało jeszcze półtora miesiąca. Rozmyślałam o tym jak będzie w szkole lecz w tym momencie przyszedł mi SMS. Z początku myślałam, że to Rafa ale okazało się że to znowu zastrzeżony numer. Miałam nadzieję, że to wszystko się skończy, ale na to się nie zanosiło. Ze strachem otworzyłam wiadomość. Jak się potem okazało chce się spotkać w opuszczonym magazynie. W życiu bym się nie zgodziła ale sterowała mną ciekawość poznania odpowiedzi na pytania które wciąż kłębiły się w mojej głowie. Może od mojego tajemniczego "znajomego" dowiem się prawdy związanej ze śmiercią mojego ojca. Z resztą nie dowiem się jeżeli nie spróbuję. Tylko nie mogę powiedzieć Rafie o tym gdzie idę bo mnie nie puści. Bardzo się o mnie martwi. Czuje, że nigdy nie puściłby mnie samej na spotkanie z tajemniczym SMS-owym prześladowcą. Cóż mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Czy jednak tylko taki morał wywnioskuję z całej tej historii? Po rozważeniu za i przeciw pójścia do tego magazynu w końcu zdecydowałam. Tak naprawdę od zawsze wiedziałam, że zrobię wszystko by poznać szczegóły śmierci mojego taty...
  25 minut później...
Szłam...mimo strachu, który był moim towarzyszem przez całą dotychczasową drogę. Tylko metry dzieliły mnie od magazynu. Kto będzie czekał na mnie na miejscu? Myślałam o tym ale żadna osoba z mojego otoczenia nie przychodziłam mi na myśl. Ok Rose skup się na drodze- pomyślałam by już nie rozmyślać o tym kto tam będzie. Przecież zaraz się o tym przekonam...
                                                                              Rafa
  Byłem pod prysznicem w jednej z toalet na dworcu gdy nagle zamarłem. Poczułem się jak wtedy gdy Norah i Daniel chcieli się zabić. Tym razem jednak nie mogę pozwolić na to by Rose stała się krzywda. Wiem, że nie popełniłaby samobójstwa, więc musi grozić jej jakieś niebezpieczeństwo. Ubrałem się, załadowałem broń, którą ( o dziwo) znalazłem w chatce. Czułem jak szybko bije serce Rose. Musiała być strasznie zdenerwowana. W "wizji" zobaczyłem ją idącą przez nierówna leśną ścieżkę. Gdzie to może być?- zastanawiałem się w myślach. Ale ja jestem idiotą. Przecież w Blackmirror jest tylko jeden las. Nie wiem tylko czy Rose jest w Blackmirror i w tym leży problem. Mam jednak nadzieję, że się nie mylę i dotrę na czas...
Rose
 Byłam już przy magazynie. Lekko odepchnęłam wielkie drzwi będące głównym wejściem do tego tak samo wielkiego budynku. Weszłam ostrożnie nie zamykając przy tym drzwi by jakby coś ułatwić sobie ucieczkę. Na początku było cicho, gdy jednak postawiłam pierwszy krok poza próg dźwięk ten odbił się przerażającym echem. Mogłam już zapomnieć o pozostaniu niezauważoną. Fakt ten mógł występować  zarówno jako obciążenie jak i ułatwienie, bo jeśli moje kroki nie mogą być niezauważone, to czemu JEGO mogą? Pocieszałam się tym ile mogłam gdy nagle ciężkie drzwi przez które planowałam ucieczkę zamknęły się. Teraz pozostało tylko czekać aż ktoś wyłoni się z mroku. Minuty mijały a nic specjalnego się nie działo. Słychać było jedynie pisk myszy które miały magazyn za swój dom. W tej chwili do mojej głowy napłynęło tyle myśli. Zobaczyłam w końcu, kto wysłał tego SMS-a. Nie rozumiem jak mogłam być taka głupia żeby nie pomyśleć o tym, że to ten psychol Mark wysyłał te wszystkie wiadomości. Byłam zapędzona w kozi róg. Nie mam żadnego wyjścia jak tylko czekać na dalsze rozwinięcie się tej sytuacji. Tak jak poprzednio " na dzień dobry" Mark wyjął broń i zaczął mi grozić. Potem stwierdził, że zanim mnie zabije musi odebrać zapłatę z wszystkie krzywdy, które mu wyrządziłam ( do tej pory nie wiem o co mu chodzi). W jednej dłoni trzymał swoją broń,( z którą chyba ostatnio się nie rozstaje) a drugą próbował się do mnie dobierać. Nagle usłyszałam strzał. Mark upadł na ziemię. Od dawna nie czułam takiej ulgi jak teraz. Jedyne o czym teraz myślałam było to, że z śmiercią Marka wszystkie moje problemy znikną. Jedno jednak nie daje mi spokoju. Jeśli ktoś kto mnie uratował był w stanie zabić innego człowieka to czemu nie miałby zrobić mi krzywdy? Teraz jednak nie bardzo mogłam z tym coś zrobić bo z wrażeń zemdlałam.

Rafa
  Nadal nie umiem w to uwierzyć. Ja...ja po prostu go zabiłem...Strzeliłem w jego głowę i skończyłem jego żywot. Jak ja teraz mam żyć z myślą, że go zabiłem? Po prostu mieć na to wyjebane? Nie...tak nie umiem...Prawdopodobnie wyrzuty sumienia będą mnie męczyć do końca życia, ale teraz nie mogę się tym zadręczać. Muszę zająć się Rose. Nie wiem czy po tym wszystkim będzie chciała mnie znać, ale teraz to nie jest ważne. Najważniejsze jest to, że będzie bezpieczna. 
Rose
 Obudziłam się będąc już w swoim pokoju. Czyżby to tajemniczy bohater mnie tu przeniósł? Nie wiem, ale pierwszą rzeczą jaką muszę zrobić będzie sprawdzenie co z moimi braćmi. Wstałam...i chyba za mocno przeceniłam swoje siły, gdyż od razu upadłam na podłogę z wielkim hukiem. Do mojego pokoju wbiegł Rafa. Nie mam zielonego pojęcia skąd się tu znalazł, ale pomógł mi wstać. 
- Nie martw się Rose. Twoi bracia śpią.- powiedział jakby czytając mi w myślach. 
- Dobrze. A skąd ty się tu...
- Nic nie mów. odpocznij. Mdlejąc rozcięłaś sobie nadgarstek. Straciłaś trochę krwi. Teraz leż. Wszystko opowiem ci potem... 
Zrobiłam jak mi kazał. Zasnęłam i miałam nadzieje, że gdy już będę w pełni sił to Rafa mi wszyściusieńko wyjaśni.



I tak kończy się 10 rozdział Blackmirror Sun. Przepraszam, że nie było mnie taaaaaaaaaak długo, ale po prostu nie miałam weny do pisania. Mam nadzieję, że 10 rozdział wam się spodobał, ponieważ nie ukrywam będzie on miał wpływ na dalszą fabułę. Na dziś kończę. Pozdrowionka :3
Marzycielska Pisarka

piątek, 30 stycznia 2015

Blackmirror Sun rozdział 9

Rozdział 9
Rafael
Śmierć jak róża ostre ma kolce.
   Wstałem rano. Nie zastanawiałem się co przyjdzie mi dzisiaj robić...nawet nie próbowałem. Wiem, że nawet gdybym miał plan dnia to nigdy nie wypełniłbym go do końca. Życie może przynieść nam wiele niespodziewanych zdarzeń i trudnych do podjęcia decyzji. 
   Niczego się nie spodziewając wyszedłem z domku i postanowiłem z rana zbadać okolicę. Sam ( tak nazwałem mojego kompana ) bardzo cieszył się na wyjście. Widziałem jak od rana waruje pod drzwiami. Szliśmy leśną ścieżką sprawdzając gdzie nas ona zaprowadzi. Pierwszym co ujrzałem było urwisko. Chciałem podejść bliżej aby lepiej przyjrzeć się temu widokowi zapierającemu dech, lecz na ziemi ujrzałem nieprzytomną dziewczynę. Gdy bardziej się jej przyjrzałem okazało się, że była to Rose. Obok niej leżały tabletki nasenne i opróżniona butelka taniego alkoholu. Chyba chciała się zabić.
  Zadzwoniłem po karetkę ale w tym pieprzonym lesie nie ma zasięgu. Cóż jak to w lesie. Teraz będę musiał ją nieść przez cały ten las...jaki piękny dzień... " Oddycha ona chociaż?"- pomyślałem i sprawdziłem. Czuć było od niej tani alkohol ale chociaż oddychała...jest progres...
25 minut później...
  Nareszcie dochodziliśmy do szpitala. Dobrze, że można do niego dojść leśną ścieżką. Jestem głodny a do tego boli mnie chyba każdy mięsień mojego ciała...bajecznie. 
  Z Rose na rękach wszedłem do szpitala. Opowiedziałem całą historię lekarzowi. Pozostało mi czekać i oczywiście wymyślić kim jestem dla mojej podopiecznej. Cóż mógłbym po prostu pójść do domu ale koniecznie chciałem się dowiedzieć czemu chciała popełnić samobójstwo...
Rose
  Nie  wiem dokładnie co się stało. Pamiętam tylko, że już miałam wyrzucić te wszystkie tabletki, wylać alkohol i na zawsze zapomnieć o myślach samobójczych gdy przyszedł Mark. Miał broń. Zagroził, że mnie zabije jeżeli nie wezmę tych tabletek i nie popiję alkoholem to mnie zabije. Uznałam, że jak zrobię to co mi karze to jest szansa, że mnie odratują, jeśli by mnie zastrzelił to byłby koniec. Tylko jak teraz przetłumaczyć im wszystkim, że nie chciałam się zabić? Otworzyłam oczy. Rafa siedział na brzegu mojego łóżka szpitalnego co bardzo mnie zaskoczyło. Nie wiem co tutaj robił, lecz potrzebowałam się komuś wyżalić. Nagle poczułam, że łzy spływają mi po policzkach. Rafa objął mnie swoimi silnymi ramionami. Czułam się bezpiecznie, ostatni raz zaznałam takiego uczucia gdy po śmierci babci przytulałam się do brata. 
- Ja...ja naprawdę nie chciałam- powiedziałam przez łzy
- Już, już rozumiem Rose...nic się nie stało.- odpowiedział troskliwym tonem
Ogarnęłam się i opowiedziałam mu całą historię. Oznajmił mi, że gdy podnosił mnie z ziemi z mojej kieszeni wyleciała kartka. Było na niej napisane...
"No i zginiesz jak twój kochany tatuś szmato"
  Myślę, że Mark miał dużo wspólnego ze śmiercią mojego ojca. Nie wiem czemu ale zaufałam Rafaelowi. Mam nadzieję, że potem nie będę tego żałować...


Przepraszam, że rozdział 9 jest taki krótki ale pisało mi się go z trudem i nie wiem czy coś z niego zrozumiecie. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Marzycielska Pisarka
  

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Blackmirror Sun Rozdział 8

Rozdział 8
Rafael
Dawny przyjaciel- głód
 
  Przeprawiałem się przez las. Jezu...gdzie jest ta chatka w której przyjdzie mi zamieszkać? Mam nadzieję, że jeszcze stoi, bo jeśli nie to wydałem pieniądze w błoto. Zobaczymy...teraz ku zadowoleniu mojego żołądka postanowiłem coś zjeść.Przysiadłem na dużym kamieniu na poboczu ścieżki gdy krzaki nagle się poruszyły. Nie miałem siły by sprawdzić co to jest. Wyjąłem kanapkę i nagle moim oczom ukazał się wesoły pyszczek kundelka, który pewnie podobnie jak ja był bardzo głodny. Bez zastanowienia oderwałem kawałek mojej kanapki i wyciągnąłem do niego rękę. Piesek zamerdał ogonem i wziął ode mnie połowę kanapki. Wiedziałem, że potem będę głodny, ale nie mogłem zostawić go na śmierć z głodu. Poza tym dostrzegłem podobieństwo między mną a nim. Niechciany, niekochany, głodny, pozostawiony losowi...Dobra ale muszę już wyruszać jeżeli chcę dotrzeć do jutra.
  Ku mojemu zdziwieniu znalazłem nowego kompana. Najwidoczniej piesek potrzebował miłości tak samo jak jedzenia. Ruszył za mną merdając ogonem i domagając się czułości. Chyba on podjął decyzję za mnie i ze mną zostanie...przynajmniej na to wychodzi. Dotarłem do chatki. Nie była ona taka mała jak na początku sądziłem, mogę nawet nazwać ją domem. Oby klucz pasował do zamka...teraz tylko o to proszę. Na szczęście ustąpił. W środku zastałem to czego się spodziewałem: brud, kurz i szkło pozostałe z wybitych okien. Nie jest to wymarzone lokum, ale chociaż mam gdzie spać. Walnąłem się na łóżko ( oczywiście mój czworonożny przyjaciel położył się obok) i zasnąłem z pustym żołądkiem co zdarza się teraz coraz częściej.
Rose
   Nie pamiętam za bardzo momentu przyjazdu karetki, lecz chwilę gdy zasunął się czarny worek który ukrywał w sobie ciało mojego zmarłego ojca zapamiętam na zawsze. Chciałam płakać, pozwolić by moje łzy popłynęły po policzkach niczym wodospad, lecz nie było na to teraz czasu. Musiałam jeszcze złożyć . Poprosiłam policjanta, aby przesłuchanie odbyło się w domu, bym nie musiała zostawiać bliźniaków i mamy samych.
  Zadawał różne pytania: Czemu zeszłam na dół, czy ojciec jeszcze żył? Odpowiadałam kiwnięciami głowy. Mój mózg nie umiał nawet skonstruować zdania, ale co mu się dziwić. Musiał przetworzyć informację o śmierci mojego ojca. Ominęłam wiele faktów by ukrócić przesłuchanie, na przykład to, że dostałam SMS-a albo moje odczucia w związku z "samobójstwa" mojego ojca (to że nie zabił się z własnej woli). Na wyczekiwanym przeze mnie końcu przesłuchania byłam już padnięta. Nie mogłam jednak zasnąć...moje myśli nie dawały mi spokoju. Co jeżeli ktoś zmusił mojego ojca do zrobienia tego...na przykład pod pretekstem skrzywdzenia nas. Wszystko jest możliwe oprócz tego, że mój ojciec, człowiek, który kochał życie i swoją rodzinę popełnił samobójstwo. Nie mieści mi się to w głowie...a co jeżeli przyszłabym wcześniej, wtedy gdy zaczęłam mieć złe przeczucia czy mój ojciec by przeżył? To wszystko moja wina. Jak mam dalej żyć ze świadomością, że głupotą zabiłam własnego ojca. W tej chwili usłyszałam dźwięk. Sprawdziłam czy moi bracia śpią i otworzyłam SMS-a.

" Nie obwiniaj się, to nie twoja wina. Pamiętaj, że nawet po najzimniejszej nocy wyjdzie słońce."

Nie wiem czemu ale ten SMS podziałał jak miód na moje serce. Powoli zasnęłam. Mój sen nie trwał długo, zaledwie trzy godziny. Naszła mnie myśl by pójść do lasu. Zawsze z bratem chodziliśmy tam gdy mieliśmy jakieś zmartwienia, lub byliśmy smutni. Lasy działały na nas kojąco. Ciekawe czy i tym razem ta metoda zadziała...Cóż nie dowiem się jak nie sprawdzę...
   Szłam leśną ścieżką. Jak tu pięknie...zdaje się, że wybrałam dobre miejsce na zrobienie tego. Już postanowiłam. Wychodząc z domu wzięłam alkohol i moje tabletki nasenne. Teraz znaleźć jakieś ustronne miejsce, by wziąć tabletki i popić alkoholem z szafki mojego taty...Mam nadzieję że jak to zrobię to problemy po prostu odejdą... 


Blackmirror Sun Rozdział 7

Rozdział 7
Rose
Czy to sen?
   
   Oczywiście rodzicom nie opowiedziałam o mojej rozmowie z Rafą. Co by sobie o mnie pomyśleli, a co gorsze co by pomyśleli o nim...To chyba nie jest ważne. W końcu przecież nigdy więcej go nie zobaczę. Nie wyglądał na kogoś, kto kręci się po takich dzielnicach jak ta na której znajduje się mój dom. A właśnie...dom...Gdy tylko go zobaczyłam pomyślałam, że chyba do końca mojego życia nie przestanę miewać przez niego koszmarów. Jest wielki i już boję się o moje sny. Od śmierci mojego starszego brata Ronny'ego. Został zamordowany...przynajmniej taką wersję usłyszałam od  rodziców. Moim zdaniem popełnił samobójstwo. Było to jego marzeniem odkąd skończył piętnaście lat. Zwierzał mi się ze wszystkich problemów. Byliśmy jak najlepsi przyjaciele, choć czasem się kłóciliśmy. Rodzice musieli być zszokowani gdy się dowiedzieli, dlatego pewnie nie powiedzieli mi o tym. Nie wiedzieli, że ma depresję. Tylko ja wiedziałam...Dlatego tak przeżyłam jego śmierć.
   Weszłam do mojego pokoju i zaniemówiłam. Był o jakieś sześć razy większy od starego. Mało tego- zajmuje prawie całe piętro. Mieszkam teraz na 3 piętrze domu i należy ono prawie w całości do mnie. Głównie to jedyne co się na nim znajduje to pokój gościnny, garderoba, łazienka i oczywiście moje królestwo. Jest ono urządzone w stylu nowoczesnym ( chociaż w ogóle nie pasuje do całego domu w stylu wiktoriańskim). Wszystko znajduje się na swoim miejscu tak jak lubię. Łóżko ustawione na podeście z którego często pewnie będę spadać wygląda na wygodne. Chyba położę się spać...to był bardzo męczący dzień.
   Zmęczona wrażeniami zasnęłam na bardzo miękkim łóżku. Była 22.00 co dla mnie było wczesną godziną, ponieważ szybko się wysypiam. Gdybym wtedy jeszcze trochę postała tam pewnie bym zemdlała...nigdy nie byłam tak znużona.
   Może zabrzmię jak schizofreniczka ale obudziły mnie głosy, które wzywały mnie do zejścia na dół...do kuchni. kilka razy się uszczypnęłam, by sprawdzić czy to nie sen. Dobra...chyba wariuję....przecież nie mogę uważać za normalne to że pójdę za głosami w mojej głowie. Nie! postanowiłam, że nie będę ulegać moim wariacjom i położę się spać.
   Tak też postanowiłam ale niepokój nie dawał mi zasnąć. W końcu usłyszałam dźwięk SMS-a. Sięgnęłam po telefon. Sprawdziłam kto pisze do mnie o północy, choć dobrze wiedziałam że musi to być tajemniczy "znajomy". Nie wiem jak zawsze dopasowuje się do sytuacji, ale zaczynam się bać... Tym razem napisał:

" Nie jesteś szalona słoneczko. Zaufaj swoim przeczuciom."

  Nie wiem czemu ale postanowiłam zrobić tak jak każe mi SMS- owy  znajomy. Zebrałam się w sobie i powoli by nie wydać z siebie nawet najmniejszego dźwięku zeszłam cicho po starych schodach. W drodze do kuchni zajrzałam jeszcze do pokoju rodziców, który znajdował się na końcu drogi jaką musiałam przebyć z mojego pokoju do kuchni. Zadziwiające jak może wydłużyć się trasa gdy trzeba pokonać ją na palcach by nikogo nie obudzić. Ku mojemu zdziwieniu obok śpiącej mamy nie było mojego ukochanego tatusia. Odkąd sięgam pamięcią byłam córeczką tatusia. Nawet nie mam pojęcia dlaczego. Zawsze wydawało mi się to oczywiste.
  Powoli weszłam do kuchni...z moich ust wydobył się krzyk. Nie wiem jak on mógł to zrobić...czemu...przecież miał kochającą rodzinę, dobrą pracę... Słysząc moje krzyki mama szybko przybiegła jeszcze dobrze nie rozbudzona. Widząc tatę powieszonego na żyrandolu w kuchni wydała z siebie krzyk głośniejszy nawet od mojego czym obudziła bliźniaków. Oni nie mogli tego zobaczyć. Wybiegłam na koniec schodów. Na szczęście ściana oddzielająca kuchnię od salonu przysłaniała im widok ojca który tak lekkomyślnie odebrał sobie życie. Zabrałam ich do mojego pokoju.
  - Co się stało Rose? - zapytał przerażony Tom.
  - Nic spróbujcie zasnąć. Ja zajmę się sprawami dla dorosłych- odpowiedziałam
  - Ale ty nie jesteś dorosła- Zauważył
  Nic na to nie odpowiedziałam Tom miał rację...nie jestem dorosła i to wszystko mnie przerasta. Muszę jednak być silna. Jeżeli mama nie da sobie z tym rady to ja będę musiała. Ciekawe co zrobiłby Ronny? Nie mam pojęcia, ale wiem, że zachowałby spokój.
  Wchodząc do kuchni zobaczyłam mamę płaczącą i skuloną na podłodze. Nie była w stanie zadzwonić po karetkę...widziałam to. Wyciągnęłam komórkę i wykręciłam numer do centrali. Opowiedziałam co się stało, a później zostało tylko czekać. Położyłam mamę na kanapie i sama poszłam sprawdzić co z bliźniakami. Spali nieświadomi tego co zrobił ich ojciec. Jak on mógł to zrobić? Zostawić nas...Nie on nie mógł tego zrobić! Może i się powiesił, ale jedno jest pewne...na pewno nie zrobił tego z własnej woli...


  Tu znowu ja...mam nadzieję, że spodobał wam się rozdział którego napisanie było dla mnie katorgą. Dlatego też nie było go tak długo. Chciałabym wam też oznajmić, że wszystkie rozdziały piszę spontanicznie. Nie wiem czy to dobrze, ale chyba tym zadowalam osoby które lubią jak w książce dużo się dzieje...tak mi się wydaje...Pozdrowionka :3
Marzycielska Pisarka


poniedziałek, 5 stycznia 2015

Blackmirror Sun Rozdział 6

Rozdział 6
Wszyscy nienawidzą szpitali...
Rafael

   Ku zdziwieniu ratownika medycznego, który chyba myślał, że umrę obudziłem się zdezorientowany w karetce. Choć mogłem tam umrzeć to i tak gdy przypomniała mi się mina mojej podopiecznej gdy próbowała cofnąć tym samochodem to zachciało i się śmiać. Nie miałem jednak na to siły. Czułem, że moje żebra są zmiażdżone, więc wolałem nie próbować. Mimo tego czułem się dość dobrze. Jest to dla mnie korzystne, ponieważ nienawidzę szpitali i pewnie po badaniach, gdy już stwierdzą, że ten wypadek to cud będę mógł się  stamtąd zabrać. Moja nienawiść do przebywania w takich miejsc jest spowodowana tym, że gdy tylko w nim przebywam czuję tą śmierć...taa i to jest kolejny defekt bycia aniołem. Gdy wchodzę do różnych miejsc czuję panujące w nich nastroje: stres, strach i inne uczucia. Mogę też czuć wspominaną wcześniej śmierć itp. I to właśnie odpycha mnie w szpitalach...Myślałem tak, że życie anioła stróża jest kijowe i dojechaliśmy do znienawidzonego przeze mnie miejsca. Musiałem udawać, że jestem nieprzytomny, by nie musieć odpowiadać na żadne pytania i zwinąć się stąd niezauważonym...
Rose
  
   I znowu szpital- miejsce w którym nienawidziłam być. Przyjechałam tu by sprawdzić jak czuje się ten chłopak. Podobno teraz bada go lekarz i muszę poczekać. Nie wiem czy to prawda, ale pielęgniarka powiedziała mi, że bez problemu tam wejdę. Może lepiej, że nie będę się tam pchać na siłę. Lekarz wyszedł. Zapytałam się czy mogę do niego wejść. Odpowiedział, że jest nieprzytomny, ale mogę. Zrobiłam to. Weszłam a wtedy on powoli otworzył oczy i usiadł.
-  Poszedł już?- zapytał się 
Moja mina musiała być w tym momencie prześmieszna, więc nie zdziwiłam się gdy usłyszałam jego śmiech. Potem złapał się za żebra. Podejrzewam, że powodem było to iż były one połamane. 
- Chyba tak.- odpowiedziałam mu
- To dobrze...
- A co ty zamierzasz...- powiedziałam widząc jak na gołą klatkę piersiową zakłada skórzaną kurtkę. Nigdy nie widziałam nikogo kto miałby wystające żebra i miał mięśnie na brzuchu. Może nic nie jadł od dawna...a może po prostu jest anorektykiem. Tak myśląc zauważyłam, że się na niego gapię, nie ja nie gapiłam się na niego...tylko na jego klatkę piersiową. Zarumieniłam się...
- Nie jestem anorektykiem...jakby coś...- powiedział
- Czekaj skąd ty...?
- Po prostu się domyśliłem jak się na mnie patrzyłaś.
Mogłabym mu zaprzeczyć, ale oboje wiedzieliśmy jaka jest prawda...
Rafael
- Rafa- wyciągnąłem do niej rękę
- Rose
  W tej chwili  ugryzłem się w język by powiedzieć "wiem". Tak naprawdę to się cieszyłem, że się z nią spotkałem, Do tej pory pozostawały mi tylko SMS-y, którymi chyba tylko ją straszyłem. Do nich przydawała mi się moja zdolność do widzenia co w danej chwili robi Rose. I te jej wszystkie miny gdy je czytała...bezcenne...Dobra koniec z myśleniem o tym. Przecież pewnie i tak w tej sytuacji zostanie mi pisanie SMS- ów, bo nie sądzę żeby chciała się zadawać z wychudzonym i pociętym chłopakiem. Teraz to nie ważne, przecież muszę wymyślić jak stąd uciec, bo chyba nie będzie to proste.
- To ja chyba się zmywam- powiedziałem otwierając okno. 
- Co???
   Wiedziałem, że to nie będzie takie łatwe...więc teraz trzeba zrazić ją do mnie...myślałem, że nie będę musiał tego robić, ale jednak....
- Nie chcę tu zostać więc wychodzę. Proste?
- No to wypisz się na własne żądanie, a nie wychodź przez okno...
- I w tym jest problem... 
Nawciskałem jej różnych rzeczy by mnie zostawiła, a jej reakcja była dokładnie taka jak się spodziewałem...
- A rób co chcesz, mnie w to nie mieszaj...
Rose

  Wiem, że nie było to stosowne, ale złapałam go za rękę gdy wychodził przez te okno i powiedziałam "Uważaj na siebie Rafa..." Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale czułam, że muszę to zrobić... W ogóle w jego towarzystwie czułam się jakbym gadała z dobrym przyjacielem. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale jedyne co chcę teraz zrobić, to dojechać do nowego domu i uwalić się na łóżku...



I to koniec rozdziału 6. Jest taki krótki, ponieważ wstawiłam dziś dwa rozdziały i poza tym nie chciałam mieszać tego rozdziału z następnym, bo będą one zupełnie inne. Pozdrowionka :3
 Marzycielska Pisarka

Blackmirror Sun Rozdział 5

Rozdział 5
Baba za kierownicą
Rose
  
     Po ośmiogodzinnej podróży obudziłam się w nadal jadącym przez  drogę otoczoną z dwóch stron lasem samochodem. Nie widziałam zbyt wiele. Zobaczyłam tylko to co światło reflektorów postanowiły obdarzyć swoim blaskiem. Czyli tak naprawdę nic ciekawego: drogę, kawałek lasu, znaki drogowe i mijające nas samochody. Na poboczu daleko jeszcze wtedy szedł chłopak z jak widocznie ciężkim bagażem, pod którego ciężarem kiwał się na boki. Jedna chwila, błąd kierowcy na przeciwko i wjechaliśmy na widać zmęczonego życiem chłopaka. Dokładnie nie wiem co się stało, ale chyba gdy ciężarówka jadąca przed nami ostro skręciła mój tata nie chcąc zderzyć się z nim wykręcił w prawo i wjechał na pobocze, tym samym potrącając chłopaka... Swoją drogą on już pewnie nie żyje... to nie jest chyba możliwe by człowiek przeżył przyciśnięcie do drzewa przez samochód osobowy...

Rafael
   Umieram...czuję to. Boli mnie każda część ciała i nie mogę niczym ruszyć. Nie byłby to dla mnie problem gdyby nie to że anioły po śmierci nie idą do nieba. Gdy umierają uznaje się, że nie wykonały swojej misji i trafiają...tak naprawdę nikt tego nie wie gdzie. Wracajmy do "wypadku" (bo chyba tak można to nazwać). Nie jestem pewien jak to się stało, ale leże tu ledwo przytomny między samochodem osobowym a drzewem. Jednak miejsce numer jeden na mojej liście zdziwień zajmuje to, kto wyszedł z tego oto samochodu. Była to moja podopieczna. Wiedziałem, że kiedyś się spotkamy, ale nie przewidywałem, że to jej jak mniemam ojciec będzie kierował tym samochodem...w tej chwili przestałem walczyć z potrzebą zamknięcia oczu. Straciłem przytomność powtarzając sobie w duchu: " Nie możesz umrzeć, po prostu nie możesz..."

Rose
   
   Wysiadłam z samochodu, choć nie wiem czy chcę widzieć to co czeka mnie poza fotelem niebieskiego forda. Moje przeczucia się sprawdziły. Na miejscu wypadku było pełno krwi. Co gorsze mój tata zamiast choćby sprawdzić czy chłopak żyje po prostu stał i kłócił się z kierowcą ciężarówki. Wiem, że może było to spowodowane stresem z powodu spowodowania wypadku, ale to jest nie ludzkie. Moja mama przytulała do siebie bliźniaków, próbując ich uspokoić, więc jedyną osobą która jest w stanie sprawdzić puls temu chłopakowi byłam ja...Nie było to to co chciałabym teraz zrobić, ale ktoś w końcu musi... 
  Powoli do niego podeszłam. Jego stan oceniłabym na przerażająco okropny i chyba każdy kto by go zobaczył przyznał by mi rację. Delikatnie sprawdziłam puls...na szczęście był...słaby, ale jednak się utrzymywał. Słyszałam jak walczy o każdy oddech. Jaka ze mnie idiotka...przecież trzeba odjechać tym samochodem...
- Tato...!...tato choć tutaj!
  Niby mnie słyszał ale tylko pomachał ręką co chyba miało znaczyć " zaraz nie przeszkadzaj mi!" Jezu czy na prawdę muszę to zrobić?...Dobra Rose weź się w garść...przecież widziałaś jak tata cofa miliony razy... Wsiadłam do samochodu, zmieniłam bieg...i zrobiłam to, znaczy cofnęłam samochód. Zobaczyłam jak nieznajomy opada powoli koło drzewa. Podbiegłam do niego, jeszcze raz sprawdziłam czy oddycha i za tym razem usłyszałam lekką ulgę. Zadzwoniłam na pogotowie i podałam wszystkie informacje, które wcześniej wyczytałam z mapy. Powiedzieli tam, że zaraz będą. Wtedy zobaczyłam, że nieznajomy powoli otwiera oczy, po czym jego powieki znowu opadają. Był to dla mnie pewnego rodzaju znak, że będzie on żył...choć nie do końca wiem czemu...



Koniec rozdziału 5. Mam nadzieję, że wam się spodobało i że będziecie czekać na następne rozdziały. A propo tytułu rozdziału to dopiero pod koniec się wyjaśnia gdyby ktoś się zastanawiał. Pozdrowionka :) 
Marzycielska Pisarka 

czwartek, 1 stycznia 2015

Blackmirror Sun rozdział 4

Rozdział 4 
Ach te życie na Ziemi
Rafael
   Rok wcześniej....
  Ale jestem teraz szczęśliwy...Zdałem anielskie egzaminy i mogę zostać aniołem stróżem...Ciekawe jak jest na Ziemi? Z opowiadań innych aniołów dowiedziałem się, że nie jest tak bajecznie jak wszyscy myślą, ale ja wiem, że i tak mi się spodoba. Czekałem na ten moment od...właściwie to nie wiem nawet od kiedy...Tylko ja dostałem się na Stróżostwo z całej liczącej 30 osób klasy i zamierzam to dobrze wykorzystać...
- Rafa? Czy mógłbyś przyjść na chwilę do mojego gabinetu?- zapytała się Pani Whitemore
- Oczywiście pani dyrektor- powiedziałem z opanowaniem,choć w środku duszy cieszyłem się jak dziecko. 
Od szesnastu lat czekałem, aż w końcu zawoła mnie do swego gabinetu i opowie o tym jak obchodzić się z ludzkim ciałem...a właśnie...ludzkie ciało...było to jedyne czego się obawiam po pojawieniu się na Ziemi. Na lekcjach stróżowania dowiedzieliśmy się, że będąc aniołem stróżem nie będziemy mogli przebywać cały czas w postaci ducha...Gdy nie będzie takiej potrzeby musimy przebywać w ludzkim ciele, które zostanie nam przydzielone. Nie byłem przygnębiony straceniem swojego wyglądu, ponieważ go nie posiadałem. Jestem po prostu duchem i wyglądam gdzieś tak jak para. Byłem przestraszony tym, że będę musiał; spać, jeść i robić inne rzeczy których po prostu wcześniej nie potrzebowałem. Teraz się nie boję. Sama świadomość, że mogę być aniołem stróżem przyprawiała mnie o dreszcze...
- Rafaelu słuchasz mnie? 
- Przepraszam zamyśliłem się...Mogłaby pani powtórzyć?
- No dobrze rozumiem, że jesteś podekscytowany...Więc to jest Norah, będzie twoją pierwszą podopieczną...- i opowiedziała mi o mojej pierwszej podopiecznej- A Rafa jeszcze pokażę ci jak będziesz wyglądał...nie powinnam, ale pomyślałam,że chciałbyś to wiedzieć...-i podała mi zdjęcie
   Zobaczyłem na nim wysokiego chłopaka, ubranego w skórzaną kurtkę, biały podkoszulek i jeansy. Twarzy nie mogłem dostrzec, bo zasłaniały ją kruczo czarne włosy, sięgające mu do końca twarzy. Zauważyłem też że jest strasznie blady. Jak na moje oko to był przystojny...jeżeli ja facet mogę tak powiedzieć...
- A jak on...?- zapytałem
- Powiesił się...spokojnie wymażemy go z pamięci wszystkich...

 Teraźniejszość...
Nie myślałem, że życie na Ziemi może być tak trudne. Oprócz tego przekonałem się, że nie łatwo być aniołem stróżem...Po Norze miałem jeszcze jednego podopiecznego, który podobnie jak Norach popełnił samobójstwo...Teraz mam już nową podopieczną; Rose Blain i staram się nie popełniać tych samych błędów o kiedyś...O ile bycie stróżem jest ciężkie to przetrwanie w ciele człowieka sto razy gorsze. Pojawiłem się w ciele samobójcy z pociętymi rękoma...wymarzony start... Wcześniej nie znałem głodu, nie wiedziałem nawet co to jest, a teraz towarzyszy mi on każdego dnia... Nie mam schronienia, więc sypiam na dachach, ulicach i w lasach...co to za życie...nie mam nic, a jedynym priorytetem jest dla mnie ochrona i  opiekowanie się podopiecznymi. Inni stróżowie zaczęli chociaż w dobrych domach, lub jako dorośli, ustawieni ludzie...a ja...nastolatek z pociętymi łapami, którego nikt nie chce przyjąć do poważnej pracy. 
  Teraz idę do Blackmirror. Kupiłem tam mały domeczek w lesie. By na niego uzbierać musiałem harować 24 godziny w restauracji i jedząc raz na tydzień. Jak kiedyś mogłem tak chcieć tu być skoro teraz nienawidzę tego miejsca? To jest nie ważne. Ważne jest to, że zaczynam od nowa, w mieście gdzie będzie mieszkać moja podopieczna...Ciekawe jak dalej przetrwam...






Uff...skończyłam. Napisałam dziś dwa rozdziały z powodu przerwy w wstawianiu rozdziałów. Mam nadzieję, że nowy bohater wam się spodobał. Pozdrowionka...:)
Marzycielska Pisarka

Informacja :) !!!!!!!!

Tym postem informuje was, że niektóre rozdziały będą pisane z różnych perspektyw, ponieważ uznałam, że tak będzie ciekawiej...Przy każdym rozdziale będzie napisane z perspektywy jakiego bohatera jest pisany rozdział :) Miłego czytania 
Marzycielska Pisarka

Blackmirror Sun rozdział 3

Rozdział 3
Strach i pożegnanie się z dawnym życiem...
Rose


    Nie mogę spać...nie jestem pewna czy kiedykolwiek zasnę...To co zdarzyło się dzisiaj nie było jednym z moich głupich snów. Skoro ten psychol jest zdolny do wtargnięcia na imprezę (  choć nawet się ona nie zaczęła, to on kazał Dianie napisać tego SMS-a, lecz nie jestem na nią zła bo szczerze to też bym tak zrobiła) i grożenia nam nożem, to czemu nie miałby włamać się do mojego domu i mnie zabić...Te myśli krążyły mi po głowie, nie wiem czy to przez strach czy też bujną wyobraźnię, ale strasznie się bałam. Nagle przyszedł SMS. Bardzo długo zwlekałam z podniesieniem telefonu. W końcu przezwyciężyłam strach i oślepiło mnie światło wyświetlacza. Weszłam w folder z SMS-ami i ujrzałam wiadomość:

"NIE BÓJ SIĘ SŁONECZKO I ŚPIJ SPOKOJNIE"
Próbowałam sprawdzić numer z którego to przyszło, ale był on zastrzeżony. Jaki głupek pisze do mnie o jedenastej w nocy i co ważniejsze...Czemu wie o tym, że się boję...W tej chwili poczułam straszne znużenie. Nie wiem czemu akurat teraz, ale to nie jest ważne. Jutro przeprowadzka i muszę się wyspać...Teraz chociaż mam powód by stąd wyjechać. Muszę uwolnić się od tego psychola...

   Obudziłam się w nawet dobrym nastroju. Od samego przebudzenia czułam zarówno ulgę jak i smutek z powodu wyjazdu...Jasne Mark nie będzie wiedział gdzie mieszkam, ale to nie łagodzi smutku z powodu zostawienia domku i przyjaciół. A propo przyjaciół to Diana nie odzywała się do mnie...może to jednak lepiej. Nie będę mieć z nią kontaktu przed wyjazdem to mniej będę za nią tęsknić...taką przynajmniej mam nadzieję...Dora muszę się wziąć w garść i spakować rzeczy...

    Pakowałam wszystko do pudła, lecz natknęłam się na niemiłą niespodziankę...W szafie znalazłam rzeczy, których miałam się pozbyć po zerwaniu z Markiem, lecz tego nie zrobiłam...teraz nie mogłam tak po prostu tego wyrzucić...musiałam je spalić...i nie wiem skąd przyszedł mi taki pomysł...

    Wzięłam pudło z tymi rzeczami i poszłam na dwór, by spalić je w ognisku, które jest na środku podwórza. W tej chwili wszystkie wspomnienia wróciły...Nie mogę teraz zacząć wspominać, bo nigdy nie zrobię tego, co wykonać miałam już tydzień temu. Powoli rozpaliłam ognisko...gdy przyszedł ten SMS:

"DAJ KOMUŚ OGIEŃ, A BĘDZIE MU CIEPŁO PRZEZ JEDEN DZIEŃ, ALE WRZUĆ KOGOŚ DO OGNISKA A BĘDZIE MU CIEPŁO DO KOŃCA ŻYCIA"*

Dobra...teraz to jest już dziwne...Nie mógłby wiedzieć tego, że palę ognisko, gdyby mnie nie obserwował...i w takich chwilach cieszę się, że stąd wyjeżdżam...
     Dopalały się już ostatnie rzeczy, więc zgasiłam ognisko i poszłam na ostatni "spacer" po starym domu...
      Przypomniało mi się dużo miłych i mniej przyjemnych wspomnień np. jak zbiłam wazon gdy  miałam pięć lat i próbowałam go skleić, lub gdy rodzice wnieśli do domu dwa zawiniątka i powiedzieli, że to moi bracia...ach...wtedy jeszcze nie wiedziałam jak będą mi uprzykrzać życie. 
- Rose jesteś gotowa ?- usłyszałam głos taty
- Tak- odpowiedziałam i wyszłam z mojego kochanego domku, którego za pewne nigdy więcej nie nie zobaczę...


* autor cytatu; Terry Pratchett   

Oto kończy się trzeci rozdział Blackmirror Sun. Kolejny rozdział może pojawi się dziś, ale nie jest to jeszcze pewne... Mam nadzieję, że wam się spodobało i przypominam o zostawianiu opinii zarówno w komentarzach pod postem, jak i w tabelce o której mówiłam w poprzednim rozdziale.Pozdrawiam.:)
Marzycielska Pisarka


PS.Nie klikajcie w pogrubione, lub podświetlone wyrazy...Ja dopiero teraz na blogu to zauważyłam, więc nie wiem czy wy tez to widzicie...

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Blackmirror Sun Rozdział 2

Rozdział 2
Zapomniana impreza
Rose
   
   Po krótkim zastanowieniu postanowiłam spakować moje rzeczy do pudeł. Przyniosłam już je nawet, lecz w drodze do pokoju telefon zabrzęczał w mojej kieszeni. Był to SMS od Diany- mojej najlepszej przyjaciółki. Napisała w nim, że jak najprędzej mam do niej przyjść. Z początku zastanawiałam się o co jej chodzi, ale zaraz przypomniałam sobie jedną rzecz. Moi przyjaciele organizują dla mnie przyjęcie pożegnalne niespodziankę w domu Diany. Fakt, że o nim wiedziałam, był spowodowany za długim językiem Diany. Super...zapomniałam o przyjęciu niespodziance, o którym miałam nie wiedzieć. Szybko odstawiłam pudła pod okno i otworzyłam szafę. Dobra teraz muszę pomyśleć w co mam się ubrać. Musi to być coś co normalnie bym ubrała do Diany, lecz też coś, co jest na tyle ładne by ludzie mogli mnie w tym zapamiętać. W końcu zdecydowałam się na skórzaną spódniczkę , biały podkoszulek i skórzaną kurtkę. Dobra może nie ubrałabym się tak do Diany, ale kto miałby o tym wiedzieć? Nie lubię sytuacji w których muszę szykować coś na ostatnią chwilę. W moim życiu wszystko bywa dopięte na ostatni guzik...no może poza jednym szczegółem...Markiem. Jest moim byłym chłopakiem...no i cóż po tym jak się rozstaliśmy zaczął mnie prześladować. Zerwałam z nim dlatego, że był chorobliwie zazdrosny i agresywny. Raz jeden chłopak trafił do szpitala tylko dlatego, że się na mnie spojrzał. Policja nie mogła mu nic zrobić z tego powodu, że tak jakby był nie do ruszenia. Jego ojciec jest gubernatorem i to tłumaczy dlaczego Mark nie trafił jeszcze za kraty. Pewnego dnia o mało mnie nie uderzył, powstrzymał się w ostatnim momencie. Od tego momentu zaczęłam się go bać i unikałam go. Napisałam mu, że z nami koniec, ale odpowiedział, że będzie jak on to powie. Potem każdego wieczoru przysyłał mi wiadomości na przykład, że mnie zabije. Bałam się wyjść z domu sama. Teraz trochę się to uspokoiło ale wychodząc z domu nadal odczuwam strach. Byłam już ubrana i chciałam wychodzić, gdy zauważyłam brak mojej torebki na stoliku, gdzie ją zostawiłam. Na początku zastanawiałam się jeszcze czy nie jest gdzieś indziej, ale odpowiedź przyszła do mnie sama. To moi bracia ukryli ją przede mną. Oj jak ja ich nienawidzę w pewnych momentach mojego życia. Czemu nie urodzili się jako dziewczynki?Boże czemu? Dobra wezmę jakieś pieniądze i do nich pójdę może po dobroci oddają mi torebkę za pięćdziesiąt, ale i tego nie jestem pewna.
   Byłam przy ich pokoju, gdy moje oczy ujrzały pulchną buzię Toma wyglądającą zza drzwi.
- Czekałem aż przyjdziesz Rose- powiedział
- Ta dobra dam ci czterdzieści a ty mi oddasz torebkę- spróbowałam choć wiedziałam, że to nie podziała
- Pięćdziesiąt i koniec. Dzisiaj jestem miły.- i wyciągnął rękę po swoje
- Ach...- westchnęłam i z niechęcią dałam mu kasę
   Dobra teraz nic już nie stało mi na drodze do imprezy. Wzięłam klucze od domu by nikogo później nie budzić (choć wątpię czy moi rodzice będą spać) i wyszłam zamykając za sobą drzwi.
  Po 20 minutach drogi doszłam do domu Diany. Zrobiłam ostatnie poprawki moich blond loków i zapukałam do drzwi...
  Czekałam i czekałam, ale Diana nie nadchodziła...czy zapomnieli...nie, co ja gadam na pewno nie zapomnieli...Kolejne minuty wypełniała cisza. Usłyszałam kroki, oczekiwałam na zobaczenie Diany w drzwiach. Śmiałam się w duchu z mojego podejścia. Jak mogłam być taka głupia, by sądzić, że zapomnieli, przecież Diana gada na temat tego przyjęcia trzeci dzień z rzędu. Uśmiechałam się, lecz mój uśmiech znikł, gdy zobaczyłam w progu zamiast dobrze znanej mi przyjaciółki, kogoś kogo się obawiałam. Mark wciągnął mnie do środka. Nie mogłam wierzyć własnym oczom. Mój były chłopak wciągał mnie teraz przez dobrze znane mi korytarze domu Diany, a ja nie wiedziałam nawet co się dzieje, Gdzie jest Diana? A co najważniejsze, czy ten psychol nie zrobił jej krzywdy?- Te pytania krążyły mi po głowie, gdy zobaczyłam przyjaciółkę siedzącą na kanapie w salonie. Półka na książki była przewrócona, a książki były porozwalane po całym pokoju, Wyglądało to jakby przed chwilą przeszło tędy tornado. Mark popchnął mnie na miejsce obok Diany, która płakała. Ja też pewnie bym tak robiła, gdyby nie fakt, że nie chcę dać temu gnojowi satysfakcji, której tak bardzo pragnie.
- Stęskniłem się za tobą Rose- powiedział z uśmiechem Mark.
Nic nie odpowiedziałam. On zaś poszedł do znajdującej się obok salonu kuchni. Siedziałyśmy z Dianą jak wryte, gdy ten psychol wrócił zauważyłam nóż w jego dłoni. Przyłożył mi go do szyi i zapytał:
- Rose jak bardzo mnie kochasz?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nóż z każdą chwilą coraz bardziej naciskał na moje gardło. Nagle ni do salonu wpadł Henry-brat Diany. W tej chwili szczęście przepełniało mnie całą. Mark szybko pobiegł do wyjścia. Oczywiście nasz "bohater" za nim pobiegł. Przytuliłam Dianę. W tej chwili moje łzy wypłynęły, tak jakby w tej chwili dostały pozwolenie od mózgu. Mam nadzieję, że już nigdy nie spotkam tego psychola...ale czy tak będzie, nie wiem...




No i to koniec Blackmirror Sun...och tylko żartuję. Kolejnych rozdziałów możecie się spodziewać...ach nie możecie się ich spodziewać bo wychodzą wtedy kiedy po prostu przyjdzie mi pomysł. Choć na prawdę nie wiem do kogo to mówię trzymajcie się i czekajcie na następne rozdziały. Jeżeli wam się podobało, lub przeciwnie zostawcie opinię w tabelce JAK WAM SIĘ PODOBA NOWE OPOWIADANIE. Jeśli to opowiadanie wam się nie podobało, to będą następne po " Blackmirror Sun" więc sprawdzajcie na bieżąco. Dobrej nocy, dnia, czy czegokolwiek.
Marzycielska Pisarka 

Blackmirror Rozdział 1

Rozdział 1 
Wyjazd.
Rose

  Smutno mi z powodu przeprowadzki. Przez nią muszę wszystko zostawić: mały przytulny domek, zakręconych przyjaciół, a nawet szkołę, do której nienawidziłam chodzić przez większość lat mojej edukacji. To wszystko z powodu tego, że moi rodzice zechcieli mieć więcej niż trójkę dzieci i postarali się o kolejne. Okazało się, że jest to druga pod rząd para bliźniaków, przez co nasz ukochany domek okazał się za mały. Moi bracia: John i Tom ucieszyli się na wieść o przeprowadzce, ponieważ dom  którym będziemy mieszkać jest ogromny, co dla mnie jest większą wadą, niż zaletą. Z resztą nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Moją uwagę jednak przyciąga koszt domu. Jest wystawiony na sprzedaż po cenie nie większej od tej po której moi rodzice sprzedają nasz o wiele mniejszy domek. To bardzo dziwne...chociaż patrząc po wyglądzie tego starego domu widać, że mieszkali w nim jacyś bogacze którzy pewnie mają takich parcel tysiące. Pewnie się mylę, ale to w tej chwili nie jest ważne. Może zajęłabym się jakąś pożyteczniejszą rzeczą niż rozmyślanie o wartości nieruchomości...ach tylko pytanie jaka to rzecz...








Przepraszam, że taki krótki ten rozdział, ale chyba lepiej taki niż żaden :) Mam nadzieję, że wam się spodoba... :3

wtorek, 23 grudnia 2014

Blackmirror sun ( zapowiedź)

Zaczynam pisanie nowego opowiadania. Podam teraz jego opis. Choć nie będzie zbyt szczegółowy, to przybliży wam zarys fabuły w nim występującej  :)

"Blackmirror sun"
    Pierwszy tom tego opowiadania opowiada o losach Rose Blain (czyt. Rołs Blein), która przeprowadza się z dużego miasta na małą wieś. Trudno było jej zostawić wszystko to, co towarzyszyło jej życiu w rodzinnym mieście,  nie miała jednak żadnego wyboru. Jej mama po raz trzeci zaszła w ciążę i znowu są to bliźniaki ( Rose ma jeszcze dwójkę braci). Okazało się, że ich ukochany i przytulny domek nie wystarcza już na pomieszczenie całej rodziny i muszą się przeprowadzić. Ta wiadomość bardzo zasmuciła Rose i długo nie mogła się z nią pogodzić. W końcu jednak przemyślała to i przyznała, że może zmiana otoczenia jej pomoże. Jakie przygody ją czekają... i czemu w tytule jest sun ( słońce) dowiecie się czytając te oto opowiadanie. 


Mam nadzieję, że fabuła się spodoba. 
Pozdrawiam Marzycielska Pisarka 

Początek :)

Witajcie na moim blogu!
 Nie wiem czy wiecie, ale znaleźliście się na blogu. Jeżeli się domyśleliście to brawo dla was. Po samym tytule można już wywnioskować, że będę tu wstawiać opowiadania i historie mojego autorstwa o tematyce romansu. Czasami mniej, czasami więcej, ale o miłości. Wróćmy jednak do meritum... Będą też wstawki Fantasty, ale jej fani nie mają tutaj czego szukać. Opowiadania może i nie będą profesjonalne i napisane  wyrafinowanym językiem, ale dopiero się uczę i proszę nie miejcie mi tego za złe. Mam nadzieję, że moje opowiadania przypadną wam do gustu.
Marzycielska (początkująca) Pisarka