poniedziałek, 5 stycznia 2015

Blackmirror Sun Rozdział 5

Rozdział 5
Baba za kierownicą
Rose
  
     Po ośmiogodzinnej podróży obudziłam się w nadal jadącym przez  drogę otoczoną z dwóch stron lasem samochodem. Nie widziałam zbyt wiele. Zobaczyłam tylko to co światło reflektorów postanowiły obdarzyć swoim blaskiem. Czyli tak naprawdę nic ciekawego: drogę, kawałek lasu, znaki drogowe i mijające nas samochody. Na poboczu daleko jeszcze wtedy szedł chłopak z jak widocznie ciężkim bagażem, pod którego ciężarem kiwał się na boki. Jedna chwila, błąd kierowcy na przeciwko i wjechaliśmy na widać zmęczonego życiem chłopaka. Dokładnie nie wiem co się stało, ale chyba gdy ciężarówka jadąca przed nami ostro skręciła mój tata nie chcąc zderzyć się z nim wykręcił w prawo i wjechał na pobocze, tym samym potrącając chłopaka... Swoją drogą on już pewnie nie żyje... to nie jest chyba możliwe by człowiek przeżył przyciśnięcie do drzewa przez samochód osobowy...

Rafael
   Umieram...czuję to. Boli mnie każda część ciała i nie mogę niczym ruszyć. Nie byłby to dla mnie problem gdyby nie to że anioły po śmierci nie idą do nieba. Gdy umierają uznaje się, że nie wykonały swojej misji i trafiają...tak naprawdę nikt tego nie wie gdzie. Wracajmy do "wypadku" (bo chyba tak można to nazwać). Nie jestem pewien jak to się stało, ale leże tu ledwo przytomny między samochodem osobowym a drzewem. Jednak miejsce numer jeden na mojej liście zdziwień zajmuje to, kto wyszedł z tego oto samochodu. Była to moja podopieczna. Wiedziałem, że kiedyś się spotkamy, ale nie przewidywałem, że to jej jak mniemam ojciec będzie kierował tym samochodem...w tej chwili przestałem walczyć z potrzebą zamknięcia oczu. Straciłem przytomność powtarzając sobie w duchu: " Nie możesz umrzeć, po prostu nie możesz..."

Rose
   
   Wysiadłam z samochodu, choć nie wiem czy chcę widzieć to co czeka mnie poza fotelem niebieskiego forda. Moje przeczucia się sprawdziły. Na miejscu wypadku było pełno krwi. Co gorsze mój tata zamiast choćby sprawdzić czy chłopak żyje po prostu stał i kłócił się z kierowcą ciężarówki. Wiem, że może było to spowodowane stresem z powodu spowodowania wypadku, ale to jest nie ludzkie. Moja mama przytulała do siebie bliźniaków, próbując ich uspokoić, więc jedyną osobą która jest w stanie sprawdzić puls temu chłopakowi byłam ja...Nie było to to co chciałabym teraz zrobić, ale ktoś w końcu musi... 
  Powoli do niego podeszłam. Jego stan oceniłabym na przerażająco okropny i chyba każdy kto by go zobaczył przyznał by mi rację. Delikatnie sprawdziłam puls...na szczęście był...słaby, ale jednak się utrzymywał. Słyszałam jak walczy o każdy oddech. Jaka ze mnie idiotka...przecież trzeba odjechać tym samochodem...
- Tato...!...tato choć tutaj!
  Niby mnie słyszał ale tylko pomachał ręką co chyba miało znaczyć " zaraz nie przeszkadzaj mi!" Jezu czy na prawdę muszę to zrobić?...Dobra Rose weź się w garść...przecież widziałaś jak tata cofa miliony razy... Wsiadłam do samochodu, zmieniłam bieg...i zrobiłam to, znaczy cofnęłam samochód. Zobaczyłam jak nieznajomy opada powoli koło drzewa. Podbiegłam do niego, jeszcze raz sprawdziłam czy oddycha i za tym razem usłyszałam lekką ulgę. Zadzwoniłam na pogotowie i podałam wszystkie informacje, które wcześniej wyczytałam z mapy. Powiedzieli tam, że zaraz będą. Wtedy zobaczyłam, że nieznajomy powoli otwiera oczy, po czym jego powieki znowu opadają. Był to dla mnie pewnego rodzaju znak, że będzie on żył...choć nie do końca wiem czemu...



Koniec rozdziału 5. Mam nadzieję, że wam się spodobało i że będziecie czekać na następne rozdziały. A propo tytułu rozdziału to dopiero pod koniec się wyjaśnia gdyby ktoś się zastanawiał. Pozdrowionka :) 
Marzycielska Pisarka 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz