poniedziałek, 26 stycznia 2015

Blackmirror Sun Rozdział 7

Rozdział 7
Rose
Czy to sen?
   
   Oczywiście rodzicom nie opowiedziałam o mojej rozmowie z Rafą. Co by sobie o mnie pomyśleli, a co gorsze co by pomyśleli o nim...To chyba nie jest ważne. W końcu przecież nigdy więcej go nie zobaczę. Nie wyglądał na kogoś, kto kręci się po takich dzielnicach jak ta na której znajduje się mój dom. A właśnie...dom...Gdy tylko go zobaczyłam pomyślałam, że chyba do końca mojego życia nie przestanę miewać przez niego koszmarów. Jest wielki i już boję się o moje sny. Od śmierci mojego starszego brata Ronny'ego. Został zamordowany...przynajmniej taką wersję usłyszałam od  rodziców. Moim zdaniem popełnił samobójstwo. Było to jego marzeniem odkąd skończył piętnaście lat. Zwierzał mi się ze wszystkich problemów. Byliśmy jak najlepsi przyjaciele, choć czasem się kłóciliśmy. Rodzice musieli być zszokowani gdy się dowiedzieli, dlatego pewnie nie powiedzieli mi o tym. Nie wiedzieli, że ma depresję. Tylko ja wiedziałam...Dlatego tak przeżyłam jego śmierć.
   Weszłam do mojego pokoju i zaniemówiłam. Był o jakieś sześć razy większy od starego. Mało tego- zajmuje prawie całe piętro. Mieszkam teraz na 3 piętrze domu i należy ono prawie w całości do mnie. Głównie to jedyne co się na nim znajduje to pokój gościnny, garderoba, łazienka i oczywiście moje królestwo. Jest ono urządzone w stylu nowoczesnym ( chociaż w ogóle nie pasuje do całego domu w stylu wiktoriańskim). Wszystko znajduje się na swoim miejscu tak jak lubię. Łóżko ustawione na podeście z którego często pewnie będę spadać wygląda na wygodne. Chyba położę się spać...to był bardzo męczący dzień.
   Zmęczona wrażeniami zasnęłam na bardzo miękkim łóżku. Była 22.00 co dla mnie było wczesną godziną, ponieważ szybko się wysypiam. Gdybym wtedy jeszcze trochę postała tam pewnie bym zemdlała...nigdy nie byłam tak znużona.
   Może zabrzmię jak schizofreniczka ale obudziły mnie głosy, które wzywały mnie do zejścia na dół...do kuchni. kilka razy się uszczypnęłam, by sprawdzić czy to nie sen. Dobra...chyba wariuję....przecież nie mogę uważać za normalne to że pójdę za głosami w mojej głowie. Nie! postanowiłam, że nie będę ulegać moim wariacjom i położę się spać.
   Tak też postanowiłam ale niepokój nie dawał mi zasnąć. W końcu usłyszałam dźwięk SMS-a. Sięgnęłam po telefon. Sprawdziłam kto pisze do mnie o północy, choć dobrze wiedziałam że musi to być tajemniczy "znajomy". Nie wiem jak zawsze dopasowuje się do sytuacji, ale zaczynam się bać... Tym razem napisał:

" Nie jesteś szalona słoneczko. Zaufaj swoim przeczuciom."

  Nie wiem czemu ale postanowiłam zrobić tak jak każe mi SMS- owy  znajomy. Zebrałam się w sobie i powoli by nie wydać z siebie nawet najmniejszego dźwięku zeszłam cicho po starych schodach. W drodze do kuchni zajrzałam jeszcze do pokoju rodziców, który znajdował się na końcu drogi jaką musiałam przebyć z mojego pokoju do kuchni. Zadziwiające jak może wydłużyć się trasa gdy trzeba pokonać ją na palcach by nikogo nie obudzić. Ku mojemu zdziwieniu obok śpiącej mamy nie było mojego ukochanego tatusia. Odkąd sięgam pamięcią byłam córeczką tatusia. Nawet nie mam pojęcia dlaczego. Zawsze wydawało mi się to oczywiste.
  Powoli weszłam do kuchni...z moich ust wydobył się krzyk. Nie wiem jak on mógł to zrobić...czemu...przecież miał kochającą rodzinę, dobrą pracę... Słysząc moje krzyki mama szybko przybiegła jeszcze dobrze nie rozbudzona. Widząc tatę powieszonego na żyrandolu w kuchni wydała z siebie krzyk głośniejszy nawet od mojego czym obudziła bliźniaków. Oni nie mogli tego zobaczyć. Wybiegłam na koniec schodów. Na szczęście ściana oddzielająca kuchnię od salonu przysłaniała im widok ojca który tak lekkomyślnie odebrał sobie życie. Zabrałam ich do mojego pokoju.
  - Co się stało Rose? - zapytał przerażony Tom.
  - Nic spróbujcie zasnąć. Ja zajmę się sprawami dla dorosłych- odpowiedziałam
  - Ale ty nie jesteś dorosła- Zauważył
  Nic na to nie odpowiedziałam Tom miał rację...nie jestem dorosła i to wszystko mnie przerasta. Muszę jednak być silna. Jeżeli mama nie da sobie z tym rady to ja będę musiała. Ciekawe co zrobiłby Ronny? Nie mam pojęcia, ale wiem, że zachowałby spokój.
  Wchodząc do kuchni zobaczyłam mamę płaczącą i skuloną na podłodze. Nie była w stanie zadzwonić po karetkę...widziałam to. Wyciągnęłam komórkę i wykręciłam numer do centrali. Opowiedziałam co się stało, a później zostało tylko czekać. Położyłam mamę na kanapie i sama poszłam sprawdzić co z bliźniakami. Spali nieświadomi tego co zrobił ich ojciec. Jak on mógł to zrobić? Zostawić nas...Nie on nie mógł tego zrobić! Może i się powiesił, ale jedno jest pewne...na pewno nie zrobił tego z własnej woli...


  Tu znowu ja...mam nadzieję, że spodobał wam się rozdział którego napisanie było dla mnie katorgą. Dlatego też nie było go tak długo. Chciałabym wam też oznajmić, że wszystkie rozdziały piszę spontanicznie. Nie wiem czy to dobrze, ale chyba tym zadowalam osoby które lubią jak w książce dużo się dzieje...tak mi się wydaje...Pozdrowionka :3
Marzycielska Pisarka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz