Rozdział 9
Rafael
Śmierć jak róża ostre ma kolce.
Wstałem rano. Nie zastanawiałem się co przyjdzie mi dzisiaj robić...nawet nie próbowałem. Wiem, że nawet gdybym miał plan dnia to nigdy nie wypełniłbym go do końca. Życie może przynieść nam wiele niespodziewanych zdarzeń i trudnych do podjęcia decyzji.
Niczego się nie spodziewając wyszedłem z domku i postanowiłem z rana zbadać okolicę. Sam ( tak nazwałem mojego kompana ) bardzo cieszył się na wyjście. Widziałem jak od rana waruje pod drzwiami. Szliśmy leśną ścieżką sprawdzając gdzie nas ona zaprowadzi. Pierwszym co ujrzałem było urwisko. Chciałem podejść bliżej aby lepiej przyjrzeć się temu widokowi zapierającemu dech, lecz na ziemi ujrzałem nieprzytomną dziewczynę. Gdy bardziej się jej przyjrzałem okazało się, że była to Rose. Obok niej leżały tabletki nasenne i opróżniona butelka taniego alkoholu. Chyba chciała się zabić.
Zadzwoniłem po karetkę ale w tym pieprzonym lesie nie ma zasięgu. Cóż jak to w lesie. Teraz będę musiał ją nieść przez cały ten las...jaki piękny dzień... " Oddycha ona chociaż?"- pomyślałem i sprawdziłem. Czuć było od niej tani alkohol ale chociaż oddychała...jest progres...
Zadzwoniłem po karetkę ale w tym pieprzonym lesie nie ma zasięgu. Cóż jak to w lesie. Teraz będę musiał ją nieść przez cały ten las...jaki piękny dzień... " Oddycha ona chociaż?"- pomyślałem i sprawdziłem. Czuć było od niej tani alkohol ale chociaż oddychała...jest progres...
25 minut później...
Nareszcie dochodziliśmy do szpitala. Dobrze, że można do niego dojść leśną ścieżką. Jestem głodny a do tego boli mnie chyba każdy mięsień mojego ciała...bajecznie.
Z Rose na rękach wszedłem do szpitala. Opowiedziałem całą historię lekarzowi. Pozostało mi czekać i oczywiście wymyślić kim jestem dla mojej podopiecznej. Cóż mógłbym po prostu pójść do domu ale koniecznie chciałem się dowiedzieć czemu chciała popełnić samobójstwo...
Rose
Nie wiem dokładnie co się stało. Pamiętam tylko, że już miałam wyrzucić te wszystkie tabletki, wylać alkohol i na zawsze zapomnieć o myślach samobójczych gdy przyszedł Mark. Miał broń. Zagroził, że mnie zabije jeżeli nie wezmę tych tabletek i nie popiję alkoholem to mnie zabije. Uznałam, że jak zrobię to co mi karze to jest szansa, że mnie odratują, jeśli by mnie zastrzelił to byłby koniec. Tylko jak teraz przetłumaczyć im wszystkim, że nie chciałam się zabić? Otworzyłam oczy. Rafa siedział na brzegu mojego łóżka szpitalnego co bardzo mnie zaskoczyło. Nie wiem co tutaj robił, lecz potrzebowałam się komuś wyżalić. Nagle poczułam, że łzy spływają mi po policzkach. Rafa objął mnie swoimi silnymi ramionami. Czułam się bezpiecznie, ostatni raz zaznałam takiego uczucia gdy po śmierci babci przytulałam się do brata.
- Ja...ja naprawdę nie chciałam- powiedziałam przez łzy
- Już, już rozumiem Rose...nic się nie stało.- odpowiedział troskliwym tonem
Ogarnęłam się i opowiedziałam mu całą historię. Oznajmił mi, że gdy podnosił mnie z ziemi z mojej kieszeni wyleciała kartka. Było na niej napisane...
"No i zginiesz jak twój kochany tatuś szmato"
Myślę, że Mark miał dużo wspólnego ze śmiercią mojego ojca. Nie wiem czemu ale zaufałam Rafaelowi. Mam nadzieję, że potem nie będę tego żałować...
Przepraszam, że rozdział 9 jest taki krótki ale pisało mi się go z trudem i nie wiem czy coś z niego zrozumiecie. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Marzycielska Pisarka